NIE SAMĄ SMAŻONĄ RYBĄ CZŁOWIEK ŻYJE
Jak wszem i wobec wiadomo wakacje
nad rodzimym morzem to jedna wielka loteria, cóż i tym razem nie było
„idealnie” z czego stanowczo cieszyli się „restauratorzy”, oraz właściciele
wszelkiego rodzaju automatów do gier. Z
lekkim przestrachem wyruszyliśmy w rowerową podróż z Międzyzdrojów na Hel oraz
do Sopotu… czyli kompletny przegląd polskiego wybrzeża.
Nasze
przedwyjazdowe obawy dotyczące pogody i jedzenia (bo przecież nie samą smażoną
rybą i frytami człowiek żyje) na szczęście nie dały nam się we znaki. Nowym
wyzwaniem okazało się napicie dobrej kawy… Niestety najczęściej po pierwszym
spojrzeniu na kawę widziałem ubite do granic możliwości mleko, które łupało na
mnie wielkimi bąblami… niestety nie przypominając w niczym tak upragnionego
cappuccino. Po odczekaniu dobrych paru
minut w końcu udało mi się dostać do tak upragnionego, niestety wrzącego
naparu! O ludzie!! Czy naprawdę tak musi być, że na wybrzeżu nikt się nie liczy
z gośćmi, nikomu nie zależy aby gość wrócił?? Można nienawidzić sieciówek za wiele
rzeczy, choćby za ceny, ale z czasem marzyłem żeby ktoś podał mi aksamitne nie gorzkie
i nie zagotowane cappuccino!
Tradycją
jest, że nad Bałtykiem trzeba zjeść rybkę chyba co do tego nie ma wątpliwości!
Pomyślmy co tu wybrać z „naszych polskich morskich” ryb: sola, rekin, pstrąg o
zgrozo dobrze że nie mieli paluszków rybnych w ofercie. Najczęstszy wybór jak
widzę wokoło siebie to tradycyjnie Fish & Chips, czyli rodzimy bałtycki
dorsz okraszony niezłą ilością paniery perfekcyjnie poddany obróbce termicznej
w bezterminowo używanej fryturze!! Nie zapomnijmy o ważnym dodatku ketchupie, posiłek bez odrobiny chemii, cukru i glutaminianu sodu nie miał by sensu. A co,
kochani rodzice dbający o swoje pociechy nie żałują ani frytek ani ketchupu
w końcu niech dziecko zje coś pożywnego i rośnie na pociechę (chyba cellulit na
brzuchu u pięciolatków). Cóż realia są jakie są, pytanie gdzie Ci ludzie mają
oczy? Żebym nie został posądzony o to, że jestem pesymistą należy wspomnieć
również o pozytywnych aspektach. W wielu miejscach można dostać rybę z pieca
oraz z grilla, są one stanowczo mniej tłuste i wolne od podejrzanej panierki!
Nie każda ryba była dostępna w tych opcjach, nie mniej zawsze coś się znalazło
co niezwykle radowało głodnych do granic możliwości rowerzystów. Zawsze
pozostawała równie pyszna opcja, czyli rybka wędzona. Często w samym porcie
można było zjeść takową, zaprawdę polecam!
Nie
sposób przejść obojętnie obok wszystkich lodziarni, oj nie tylko nasza silna
wola została poddana ! Czy duży czy mały, każdy bezsprzecznie musiał zjeść parę
lodów, gofrów i innych wynalazków. Stanowczo było w czym wybierać. Tradycyjne
lody gałkowe tu zauważalna była dominacja firmy Carte d`Or która sprawiała, że nasze wieczory były
słodkie i zawsze w każdej miejscowości zaskakiwała nas nowym smakiem. Lody
gałkowe oferowała również firma Zielona Budka, cóż może i dwadzieścia lat temu
zrobiły by na kimś wrażenie, no cóż. Świderki, lody włoskie, amerykańskie i tak
w kółko, chyba nie sposób przejść ulicą, żeby nie minąć maszyny do lodów. A co
z tymi co lubią coś zdrowszego… innego? Może mrożony jogurt… O ile się znajdzie
to może tak, ale dopiero na Helu, w porcie, po ponad 480 morderczych
kilometrach spotkaliśmy pierwszą budkę z mrożonym jogurtem, a niewiele
brakowało żebyśmy przeszli obok.Kolejny konkurencyjny punkt znajdował się dopiero w Sopocie, a wcale go łatwo nie było znaleźć. Smaczny, zdrowy bo przecież ani cukru ani
tłuszczu nie widział! Chyba jednak Polacy potrzebują czasu żeby to docenić!
Niezwykle
popularną przekąską, którą można było spotkać na całym wybrzeżu jest chipstix,
kartofel nacięty w odpowiedni sposób i usmażony, okraszony dowolnie wybraną
posypką. Brzmi może mało finezyjnie i takie też jest, ale jak widać to nie
przeszkadza aby był popularny, 7zł za ziemniaka… nic tylko rozkręcać biznes!!
Warto parę słów dodać na temat obsługi, niestety tutaj często
jak z jedzeniem byle by tylko odwalić
swoje i zarobić! Rzadko spotykany uśmiech na twarzy, znajomość jakichkolwiek
zasad pracy kelnera, wiele można wybaczyć jeśli ktoś jest po prostu miły i
uczynny, a to niestety równie rzadko spotykana cecha.
Niestety dobrego wrażenia nie
pozostawia również uczciwość, a czasem jej brak, niestety ceny na paragonach
nie raz różniły się od tych w menu, a jak wiemy bynajmniej nie chodzi o te
nieszczęsne dwa złote tylko o to, że ktoś bezczelnie wyłudza pieniądze, zdarzyło
się nam również nie dostać paragonu, podobnie jak innym stolikom wokoło
kelnerki wszystkim mówiły ile mają zapłacić, po dosadnym doproszeniu się nasz
paragon został dopiero wydrukowany!
Pomimo tego wszystkiego, życzę
wszystkim więcej szczęścia i polecam pyszną zupę rybną z pieczywkiem czosnkowym
w Jarosławcu (ul. Rybacka, drugi budynek po prawej idąc od poczty), oraz uroczą kawiarnię urządzoną w niezwykle artystycznym klimacie Cafe Kultura w Sopocie….